czwartek, 12 grudnia 2013

z pamiętnika

22 marca 2010, poniedziałek
Od spokojnej i rytmicznej pracy oderwały mnie syreny strażackie. Odkąd mieszkamy na Jeleniogórskiej, czyli od końca grudnia, to trzeci przejaw życia na osiedlu. Pierwszym była awantura o zlekceważenie kuchennego krzesełka, które zajmowało miejsce parkingowe dla zielonego transportera. Było głośno, padło słowo kurwa (raz, w wyrażeniu jak krzesełko nie pomoże, to już nie wiem co, kurwa, pomoże) oraz okazało się, że w bloku vis a vis mieszkają ludzie - każdy stawił się w przypisanym mu oknie. Drugi przejaw, to zdecydowana akcja palicyjskich z bronią, bieganie po schodkach i parkingach, z wielkofinałowym ujęciem przestępcy wtulonego płasko w polbruk. Padło słowo kurwa (raz, w wyrażeniu, leż, kurwo). Oprócz Vaska, drugiego przejawu doświadczyli tylko policjanci i ujęty.
Poza tym osiedle nie żyje. Składa się z chaotycznie ustawionych bloków, jezdni i miejsc parkingowych oraz zbiornika retencyjnego zwanego stawem, dookoła którego wybudowano spacerniak. Na spacerniaku uprawia się dżoging, wysikiwa pieski, wyprowadza dzieci i staruszków. Kto raz wejdzie na ścieżkę, krąży po niej w transie, dopóki się jakimś cudem nie ocknie. Na przykład za przyczyną głodu lub psiej kupy.
Rankiem z osiedla znikają samochody i pojawiają się późnym popołudniem. Samochody rządzą przestrzenią niepodzielnie. Stoją na schodach i zjazdach dla wózków. Ludziom wolno swobodnie poruszać się tylko po spacerniaku. Wojtek, czteroletni syn Kamili, usłyszał nazwę naszej ulicy i natychmiast przepuścił ją przez swoją filmową nomenklaturę. Od tej pory mieszkamy w Chłodnicy Górskiej. Poza spacerniakiem ludzi można zobaczyć, kiedy przyjeżdża autobus. Zatrzymuje się na pętelce u wrót Chłodnicy i jego zawartość milczącym pochodem drobi kroczkami, żeby jak najszybciej zatrzasnąć za sobą wszystkie pięć zamków w drzwiach mieszkań. No i w Biedrze. Tam też są ludzie. Od 9:00 do 21:00.
Oczywiście mamy sąsiadów. Znamy ich świetnie ze słyszenia, choć nie mamy pojęcia jak wyglądają. Wiemy, kiedy Kamilek obesrał się tak, że trzeba go było w całości do wanny wsadzić, kiedy Piotruś przypieprzył Kamilkowi za samochodzik, kiedy Justyna Kowalczyk wyślizgała złoto, kiedy Natalka nie kocha mamy, kto kogo zamyka w ciemnej łazience, kto ma kiborda, do kogo przyszli goście i jaką muzę preferują. Na klatce schodowej mieszają się wszystkie obiady z 12 mieszkań, co w sumie daje mocno przegotowany rosół. Najlepiej jest w piątek, zapachy rybne są wyraziste i brzmią harmonijnie.
Zdarza się, że ktoś pali na balkonie – bardzo ukradkowo, jakby się bał przyłapania.
No i teraz ci strażacy. Przez okno widzę kawałek stawu i kawałek spacerniaka. Spacerniakiem maszerują dzieci ze szkoły, w porządku olimpijskim, klasy pooddzielane paniami. Maszerują i maszerują, lekko licząc ze dwieście tych klas, w każdej rączce chwieje się Marzanna. W końcu stop pochodzie i na raz, wszystkie Marzanny padają tępo na lód na stawie. Powstał potężny, złowieszczy marzannowy stos. Zatroskałam się nieznacznie o możliwość zaczadzenia całej Chłodnicy Górskiej w przypadku masowej inflamacji karbowanej bibuły, szmat i waty, ale niepotrzebnie. Stos nie chciał się zajarać, stażakom odebrano możliwość popisu. Za to przez godzinę zgarniali kukły z zamarzniętego bajora.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...


WSZYSTKIE TEKSTY, FILMY, FOTOGRAFIE I RYSUNKI UMIESZCZONE NA TYM BLOGU, SĄ WŁASNOŚCIĄ MOJĄ LUB AUTORÓW, KTÓRZY UDZIELILI ZGODY NA ICH PUBLIKACJĘ.
KOPIOWANIE I ROZPOWSZECHNIANIE BEZ ZGODY MOJEJ LUB AUTORÓW JEST ZABRONIONE.
© Katarzyna Wasilkowska