niedziela, 19 grudnia 2010

když máš v chalupě orchestrión

są małe stare głupie domki
i są małe stare mądre domki
małe stare głupie domki są gołe i wściekłe, że mają zmarszczki
więc robią sobie okłady ze styropianu i wstawiają implanty z niedopuszczających okien
mądre są czułe, dobre i nie mendzą całe życie
małe stare mądre domki otula feniksowa zieloność, którą czas nawozi
no i jeszcze deszcz jest potrzebny. wiadomo. 

piątek, 10 grudnia 2010

białko

za długo lecieli i gryf był głodny i mówi daj mi jeszcze mięsa
a on nie miał, więc odciął sobie łydkę i dał żeby dolecieć
i jak wylądowali a gryf zobaczył, że wlasną łydkę poświęcił to głowa mu się ze zdumienia rozstaiła
a potem to już się tylko kolegowali i chodzili razem na wystawy sztuki współczesnej
bo im przypominała wspólne przytrafki
tak. 

środa, 17 listopada 2010

z wieży

na rozstajach
trzonowy dziewicy zakopać
krwi łątce upuścić
włosy do skóry ogolić
chłop z wojny wróci


czwartek, 11 listopada 2010

ojczyzna wolna

kult uproszczeń z teleodbiornika nie sprowokuje modlitwy, raczej 5 zeta na święconą wodę żywą w plastikowej matcebosce prosto z budki
ale nie mnie wiedzieć ile trza wiary, żeby górę przenieść

za udział w ankiecie 100% czystej żywej kultury w spokoju
i gratisowo poświętnie całkowity brak łupieżu przez dni 14


sobota, 9 października 2010

rythm stress and intonation

jestem za ciasnym butem
drobię na obcasiku
szukam metrum

(wkurwiający jest też brak oglądu czubka własnego nosa w dodatku)


poniedziałek, 27 września 2010

czwartek, 23 września 2010

piec

huty dojrzewają w lawie i wykluwają przez szczeliny ziemskiej skorupki
są spokrewnione z piekłami
ale daleko

poniedziałek, 20 września 2010

piątek, 3 września 2010

pomodlenie

patrzę w zupełnie nowe
świeżo otwarte oczy
nie wiem czy na końcu
zamknie je dobra ręka

niech.



piątek, 20 sierpnia 2010

w doku

stare oko nie umie już pływać
niepewnie odbija się od krwistych ścian
ze strachem nie nadąża za niczym
nie wierzy w swój własny oczodół
 


sobota, 14 sierpnia 2010

sierpień

perseidy zasypały nocą podwórek i zgasły
świtem po nich tylko rosa i mgła po kostki

książkowa wyskubała gęsi na chudo

dawno nie było mi tak daleko do butów

poniedziałek, 19 lipca 2010

kondukt

jak szubową chowali to ładnie
karawan był z eksitusa, wymodlony przez dżenis mercedes-benz
kwiaty sztuczne bo gdzie prawdziwe w taki upał, żeby zwiędli zaraz
salwe regina na dwadzieścia pięć głosów, ale tylko babki śpiewali
chłopy za to na skuterach i kładach, z jeden na rowerze. co najwyżej.
tylko pył na drodze za butami
taki sam

środa, 23 czerwca 2010

osiedle

emigruję ze światka
w którym
niewidzialni mieszkańcy suszą ultrawidzialne gacie


(wystarczy dokarmiać ich w poniedziałki)


czwartek, 17 czerwca 2010

nadzór zracjonalizowany

dziadek zawsze kimał, kiedy mnie pilnował koło piaskownicy
potem babci mówił, co ty też ta gadasz kobito, gupio gadasz, na co by ja spał wedle ty piaskownicy... już jak ty czasem bredzisz, to naprawda...

środa, 9 czerwca 2010

wieszak

portier wiekuisty na posterunku
czeka na gościa
nie je, nie pije, nawet siku zapomniał jak się robi
oddycha ile musi, kurz grzeje ile trzeba

hotel zamknięty od 1924 r. od jesieni.

poniedziałek, 31 maja 2010

uważaj

gdybyś widział syczącą trawę i słyszał pełzy,
to uważaj
to może być wąż

swaziesiawa..., swazesiaczy..., swaziesiasztery..., swaziesiapięszukam!

sobota, 29 maja 2010

reklamówka

portfel z dowodem i telefonem do syna jakby co.
nitro na rozszerzenie.
pół rolki papieru jakby co.
budzik, bo ma duży cyferblat.
koronka do Najświętszego Miłosierdzia,
wyodmawiana do cna. z certyfikatem
ostatniego ostatniego namaszczenia jakby co.

uniwersalny ostateczny rozkład lotów.
jakby co.

czwartek, 27 maja 2010

akwarobik

woda urodziła cały świat i dotąd jej brzuch się nie zbiegł.
powiadają, że wystarczy systematycznie ćwiczyć...

wtorek, 25 maja 2010

kanikuła

trotuary opalają się, kiedy nikt po nich nie łazi nareszcie
frakcja ruralna opala się od księżyca
zwolennicy urbanii od latarni
technokraci od neonów

wtorek, 11 maja 2010

człowiek jest zbyt dziurawy

marcyś nie cierpi jak się smarki leją. a najbardziej nie jak z nosa.
z lecących rzeczy to jeszcze jak herbata cukrem na dół. nie znosi.

niedziela, 9 maja 2010

apofit

chciejstwo: bot. roślina dziko rosnąca, niekorzystnie wpływająca na rozwój wolnej woli, chwast; rozprzestrzenia się przez nasiona dostające się do gruntu wraz z ziarnem siewnym

sobota, 8 maja 2010

korytarz nie pokój

marcyś przycisnął do brzucha  tygrysa bez nosa, pingwina i niezdrowego murzynka. spajdermen zaczął się zsuwać, więc przytrzymał go brodą.
chwilę stał i patrzył w korytarz. korytarz jest za długi, pomyślał. czemu już nie jest kolacja, pomyślał. po co się bawiłem, pomyślał. mam za ciężkie i chyba nieruszające nogi, pomyślał.
marcyś nabrał powietrza, zamknął oczy, zrobił kilka kroków, cisnął zabawki przed siebie i pędem zawrócił.
otworzył oczy zaraz po tym, jak walnął głową w brzuch mamy. podniósł głowę. mama jest za wielka, kiedy ma niemiłą twarz, pomyślał.
wrócił do korytarza. podniósł spajdermena, pingwina i niezdrowego murzynka. tygrysa bez nosa nie było. zaniosę te trzy, pomyślał marcyś. i ruszył. ale tygrys bez nosa może leżeć pod półką na buty, pomyślał. i zatrzymał się. pod półką na buty jest najciemniej i widać tylko czyjeś buty i nie wiadomo czy mają dobre zamiary czy nie mają, pomyślał.
odłożył te trzy na podłodze i wyciągnął się obok na brzuchu. nabrał powietrza i zbliżył głowę do szpary pod półką na buty. w ciemności błyszczały jakieś dwa i jak zwykle śmierdziało starym kurzem. marcyś na wszelki wypadek zamknął oczy. w których powinno sie mieć latarki. na ciągle. jak wylosować z ciemności tygrysa bez nosa a nie tamto co nie wiadomo co błyszczy, pomyślał.
mama nie przestawała mówić tych wszystkich zdenerwowanych wyrazów o kolacji, zabawie, sprzataniu, spaniu i o głowie.
marcyś nabrał powietrza i sięgnął pod półkę po błyszczące. zacisnął palce na zimnym i twardym. nie mokre, no to nie oko, pomyślał. wyciągnął pięść spod półki. rozchylił palce. na dłoni leżała piłka od piłkarzyków co się stół połamał i tata wywalił, a piłeczka się potoczyła. płakałem za stołem, przypomniał sobie marcyś i zrobiło mu się na chwilę smutno. potem piorunem wyciągnął tygrysa bez nosa z ciemności i podniósł się z podłogi. pozbierał pingwina, spajdermena i niezdrowego murzynka.
chwilę stał i patrzył w korytarz. ruszył. jak się idzie korytarzem to jest coraz dłuższy i chudszy, pomyślał. ściany się zawsze na mnie pchają jak idę z zabawkami, pomyślał. tamtych drzwi na końcu nigdy nie zamykają na porządnie, pomyślał. zawsze jest ta szpara, pomyślał. czarna albo ze światłem, ale i tak nic nie wiadomo, pomyślał. zawsze jest tak jakby zaraz miał być odgłos, pomyślał. muszę zdążyć przed odgłosem, pomyślał.
nabrał powietrza i popędził do kosza na pluszaki i te inne. wrzucił zabawki i pobiegł z powrotem. powietrze wypuścił dopiero, jak się wywalił pod stołem w kuchni.
mama była zła, że znowu bez kapci. ale to nic. najważniejsze, że znowu zdążył zanim przyszedł człowiek pierwotny albo gigantyczna amerykańska sroka, która niewiadomo co może zrobić komuś.


środa, 14 kwietnia 2010

pani marylka

budzę się o świcie
do twarzy w poduszce zbieram dźwięki
zza ściany spod podłogi zza okna z obok
pierwszy odczyt czasu

dziś, po raz pierwszy od tylu lat, odczułam brak roznosicieli mleka
brak długich szybkich rozdzwonionych kroków
brak brzęku parkowania pod klatką
brak protestu butelek podczas rwania skrzynki
brak szorstkiego wizgu po asfalcie
brak dzieńdobrypaniewesołoski! pani marylki

monotonne zamiatanie ulic o trzeciej uspokajająco poprawiało kołdrę
wózek z mlekiem emitował zapach śniadania
rytmicznie wykopywał z wyra 


piątek, 9 kwietnia 2010

piątek, 5 marca 2010

odwilga

czas topienia myśli
nie nadążam kopać kanałów
przepełniają się zbiorniki retencyjne
najchętniej odszpuntować głowę do wanny by

wreszcie
dużo piszę
trochę czytam

jest wygodnie.


czwartek, 25 lutego 2010

alex forrest była biała

tegoroczny śnieg ma mentalność psychopaty
powiedzieć raz takiemu, że jest piękny, czysty, puszysty i nie odpuści
wczoraj się pożegnaliśmy definitywnie
rano obudził mnie pukając w okno w welonie z mgły
i z tym łagodnym, gąbczastym uśmieszkiem rozsmarowanym na płaskim licu
ludzie wychodzą z domu i rozpuszczają się w aurze
zaprogramował wszystkich na podstawowe czynności życiowe
czuwa

piątek, 12 lutego 2010

ktoś je żeby jeść mógł ktoś

człowiek opancerzył się i skoncentrował na trawieniu
nikt nie zauważył, jak tyłem na czworakach powrócił do morza
nikt nie zauważył, kiedy coś go zeżarło


czwartek, 11 lutego 2010

nabaran, król dobrej zabawy

w niedzielę mama powiedziała, że jest piękna pogoda i że cudownie będzie wybrać się rodzinnie na poobiedni spacer.
tata powiedział, że nie ma mowy, że nie znosi spacerów niedzielnych, że nie ma nic gorszego niż przymus w niedzielne popołudnie, że niedziela jest po to, żeby człowiek mógł się przyzwoicie wybyczyć w spokoju i jeszcze, że nie po to haruje cały tydzień, żeby nie móc spokojnie pooglądać telewizji. w niedzielę.
marcyś powiedział, że on też ma zamiar oglądać telewizję w spokoju i niech to będzie Foskis lub Karkun Nekłyrt.
tata powiedział, że z pewnością nie będzie to ani Foskis ani Karkun Nekłyrt.
marcyś powiedział, że w takim razie on będzie ryczeć do samego końca niedzieli.
mama powiedziała, że rozbolała ją głowa i jeżeli natychmiast tata nie wyniesie się z tym dzieciakiem na spacer to niech  n i k t  nie liczy na kolację, o podwieczorku nie wspominając.
tata powiedział, żeby marcyś natychmiast włożył buty.
marcyś zapytał, czy może założyć normalne ubranie, bo ubranie niedzielne źle mu robi na pocenie.
tata powiedział, żeby marcyś nie denerwował mamy.
marcyś przypomniał tacie, że przecież nie znosi spacerów niedzielnych, że nie ma nic gorszego niż przymus w niedzielne popołudnie oraz że niedziela jest po to, żeby człowiek mógł się przyzwoicie wybyczyć w spokoju.
tata odrzekł, że w wieku marcysia uwielbiał spacery niedzielne ze swoim tatą i że nigdy się nie pocił. potem oświadczył, że marcyś jest rozpaskudzonym gówniarzem, ale on, król dobrej zabawy pokaże mu jak wspaniałą rozrywką może być niedzielny spacer. i żeby nie denerwował mamy.

wyszli przed dom i tata powiedział:
- wezmę cię nabarana.
- nie chcę. boję się nabarana – zaprotestował marcyś.
- mój syn z pewnością nie boi się nabarana, gdyż jest to najwspanialsza zabawa ojca i syna na niedzielnym spacerze – oświadczył tata i dodał, że jego ojciec zawsze nosił go nabarana na niedzielnych spacerach. po czym poderwał marcysia w górę i zaklinował sobie głowę między marcysiowymi nogami.

marcyś chwiał się na głowie taty i patrzył na chodnik, który też się chwiał tylko, że daleko. na wszelki wypadek zacisnął powieki, żeby nic nie widzieć, dokąd nie skończy się ta cała zabawa z nabaranem. 
w końcu tata przepchnął głowę i posadził marcysia sobie na ramionach.
marcyś natychmiast złapał tatę z całych sił za głowę i postanowił nie puszczać jej (dokąd nie skończy się ta cała zabawa z nabaranem).
tata zawołał, że nic nie widzi i nic nie słyszy i że za chwilę ten cholerny gówniarz skręci mu kark.
marcyś bardzo chciał zobaczyć tego cholernego gówniarza, który za chwilę skręci tacie kark, ale przeraził się jeszcze bardziej i na wszelki wypadek jeszcze mocniej ścisnął głowę taty i jeszcze mocniej zacisnął powieki. tym bardziej, że tata ruszał się bardzo szybko i w różnych kierunkach.
wreszcie tata oderwał ręce marcysia od swoich oczu i wytłumaczył, że nabarana należy trzymać  z a   c z o ł o. potem zapytał czy marcyś widzi, jaka to wspaniała zabawa.
marcyś otworzył oczy, żeby zobaczyć i zobaczył, że chodnik jest za daleko i z tego powodu musi siku.
- muszę siku – powiedział marcyś.
- oczywiście, tylko poskaczemy chwilę jak koziołki – zawołał tata. zobaczysz jaka to wspaniała zabawa.
- muszę siku – powtórzył marcyś.
- oczywiscie, tylko wytrzymaj chwilę – podskoczył jak koziołek tata, król dobrej zabawy.
- nie wytrzymam – zesikał się marcyś nabarana.


kiedy wracali do domu marcyś zapytał, czy tata liczy na kolację.
tata powiedział, że liczy na to, że jutro będzie poniedziałek.

wszelkie podobieństwo zamierzone.
 



wtorek, 19 stycznia 2010

zdrajcy narodu - wyjątki z listy

ajtiaj
balcerowicz leszek
jednoręki bandyta
małysz adam
mniejszość
murawa
naczelny synoptyk
teletubiś
większość
wódka
zupa

w pięknym czarnobiałym świecie winni byli żydzi i cykliści
w czasach dwóch programów reagan i szkieletor
jesteśmy krajem postępowym, w siłę rośnie lista zdrajców narodu
avanti popolo


Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...


WSZYSTKIE TEKSTY, FILMY, FOTOGRAFIE I RYSUNKI UMIESZCZONE NA TYM BLOGU, SĄ WŁASNOŚCIĄ MOJĄ LUB AUTORÓW, KTÓRZY UDZIELILI ZGODY NA ICH PUBLIKACJĘ.
KOPIOWANIE I ROZPOWSZECHNIANIE BEZ ZGODY MOJEJ LUB AUTORÓW JEST ZABRONIONE.
© Katarzyna Wasilkowska