sobota, 30 sierpnia 2014

czasem śni mi się kur czterdzieści

Buchholz d. 9. 6. 42 N.b.p.I.Chr:
Kochani Synie
List twoj odebralim za ktori dzenkuiemy. zdrowi iestesmy Bogu dzenki.
Stefka to zawsze po staremu. pisz nam czy teras masz 2 Fotygrafki bo iak ni masz dwuch to ieden List zaginoł. naloti mamy tu prżeważne co Nocz narwieksze spustoszane na Köln biło ostatniego Maja take cok nigdi.
a tu kończa nie widacz. ieszcze zapowiadajo że znywo spalo. rozmaite ulotki spuszaio z czego widacz że ich nimogo pokonacz chiba znow gospodarczo bieda roszeńcze ale każdi se boji bo okropnie każo. w Holandiji głod okropny
Teras će mńelo pozdrawiamy twojo Matka
Papieru ni mamy bym wiency pisała

Kiedy Niemce weszli do Bzowa, zaraz było widać, że coś więcej będzie. Wszystkich psów rozstrzelali naprzód. Potem weszli do chałupy jak do siebie, dwóch takich, w butach wyglancowanych. Dziadek Mateusz powiadał, już oni nie w takich glancowanych będą stąd wyłazić. Miał rację choć nie doczekał.
Weszli w tych butach, rozsiedli się jak na swoim i żryć zawołali.
Babka Katarzyna powiedziała, że kurę zarżnie i rosołu nagotuje. Wyszła na podwórek i czterdzieści kur jak miała, tak zarżnęła. Szkopom rosołu dała i wódki. Pojedli, popili i uwalili się w jej małżeńskim łożu dębowym. Ani butów nie zdjęli. Babka przez noc kury oporządziła i zapeklowała. Po jednej zmianie bielizny dla każdego zapakowała i wszystko co z jedzenia zostało. Do Stefki mówi, zdejmij święte obrazy ze ściany, świętych obrazów Szkopom nie zostawię. Obrazy wisiały nad małżeńskim łożem, Stefka mówi, ja między tych żołnierzy nie stanę. Babka zdjęła buty, spódnicę podkasała i wlazła między śpiących pijanych Niemców obrazy ściągać. Schowała je na strychu za belkami. Czekały na nią. Widziałam je potem, w tym małym pokoiku, gdzie babka umarła. Chorowała długo i leżała na połówce tamtego łoża. Aż mówi, ugotuj mnie Hela zupy. Zjadła i mówi, daj mnie Hela czystą pościel i koszulę nocną czystą. Przebrała się, położyła w czystym piernacie i powiada, teraz mogę umrzeć. I umarła.

A wcześniej, jak wrócili z tych robót, już bez dziadka - on nawet pod tę Norymbergę nie dotarł, jej syn Władek objął gospodarkę. Do spółdzielni nie przystąpił. Różni im grozili, a to podpaleniem, a to na ukochanego konia Władkowego się zasadzali, aż w końcu prawie cała wieś z grabiami i czym tam jeszcze pod dom im podeszła. Babka Katarzyna tylko przed dom stanęła. Szczęki bez zębów zacisnęła i patrzyła. A oni pogapili się chwilę i odeszli. Nigdy już nie mówili o kułakach.

Więcej nie pamiętam.


piątek, 15 sierpnia 2014

zosia sarnowska

Zosia Sarnowska też była z Liniewka, jak Babcia. I jak Babcia wyjechała do Gdyni, tylko trochę później, zaraz po wojnie. Po śmierci Dziadka, przynajmniej raz do roku odwiedzała Babcię w Gdańsku. Zawsze dzwoniła, żeby się zapowiedzieć. TO ZOSIA?! ZOSIA DUBLINOWSKA?! - darła się do słuchawki. TU MÓWI ZOSIA! ZOSIA SARNOWSKA! POWIEDZIEĆ ZOSI DUBLINOSCE, ŻE JA JĄ ODWIEDZA, WTEDY A WTEDY! I odwiedzała w swojej ondulowanej, nadżartej dobrze przez mole peruce brąz do ramion z grzywką, w swoich okularach jak denka słoików, w swoich dzwonach z krempliny, w swoich golfach elastycznych, w swoich sztruksowych marynarkach w kwiatki. A zimą w nadżartych przez mole lisach na nadżartej peruce, a czasem jeszcze dodatkowy nadżarty lis żarł się pod jej pomarszczoną szyją we własny ogon. Uważała Babcię, że niby obie są panie z miasta. Babcia jej nie uważała. Mówiła, że jest młoda i głupia, a czasem, że stara i głupia. I nie lubiła słuchać o jej ginekologicznych przygodach, oraz zapoznanych panach, oraz o pięćdziesięcioletnim synu jej, kawalerze-niedojdzie. Przez ostatnie ćwierć wieku nie raz wysilałam pamięć, żeby przywołać choć jedną opowiastkę Zosi Sarnowskiej. I nic, aż nieoczekiwanie dziś o piątej rano, wyświetliła mi się jedna taka jak żywa:

tak oni jeździli po tych doktorach, za tymi adopcjami z probówki, ile oni jeździli! aż wreszcie ona zaszła w tą urojoną ciążę. dwa lata w tej urojonej ciąży chodziła, pół roku rzygała, rok miała humory, jedno lato tłukła go pięściami, bez zimę wyszykowała pokój dla dzieciaka, tam na chyloni, po tym wzięło i ją wzdęło, no powiadam ci zosia, takiego bębna dostała, większego jak twój. ten chłop to już nie mógł tego strzymać, prawie i by w głowę zaszedł. aż ty patrz, wzięła i poroniła. i na całe szczęście, bo by od niej chyba poszedł.



piątek, 8 sierpnia 2014

o władzy w nogach

piątek, cztery lata na wsi.
(jak sądzę
czas już
by świadomość
określała mój byt).


Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...


WSZYSTKIE TEKSTY, FILMY, FOTOGRAFIE I RYSUNKI UMIESZCZONE NA TYM BLOGU, SĄ WŁASNOŚCIĄ MOJĄ LUB AUTORÓW, KTÓRZY UDZIELILI ZGODY NA ICH PUBLIKACJĘ.
KOPIOWANIE I ROZPOWSZECHNIANIE BEZ ZGODY MOJEJ LUB AUTORÓW JEST ZABRONIONE.
© Katarzyna Wasilkowska