wtorek, 27 grudnia 2011

tort

w czasach kiedy dziadek miał urodziny z Jezusem
babcia robiła tort ze spirytusu, czarnego biszkoptu i białego kremu.
było dużo śpiewania
wciskałam gałki do środka głowy
i padały śniegi
w różnych kolorach



poniedziałek, 21 listopada 2011

czarną bez mleka

z kubeczkiem emaliowanym o miłość żebrze
zbiera do kubka ochłapki
ćwierćnoce
poranków namiastki
niech się przedziurawi kubeczek na amen
niech żaden druciarz nie chce już drutować
niech złomiarzowi zaniesie za lustra odprysk
i sobie popatrzy jaka piękna
zamiast czekać
niech sobą się zachwyci

poniedziałek, 31 października 2011

grzechotka

głowa szeleści
wydmy czarnych ziarenek
zamiast czerwonej spódnicy
oczy plotą jakieś
skręcają w makowiec

nie kładę się
wstaję tylko

cały mój spiritus movens 
w twojej spoconej dłońce.


niedziela, 30 października 2011

zosia, 101

halo, ja jestem babcia kasi takiejatakiej, z drugiej e, ja tu chcę do wychowawczyni od niej zostawić wiadomość, do profesor da... do... jak ja źle widza bez te okulary... nie, da...takiejatakiej. kasia ma temperaturę trzydzieści osiem dziewięć kresek i ból gardła i kaszle. nie będzie jej dziś na lekcjach, dziękuję, do widzenia.  a ty dziewczyno gupoty robisz, jeszcze mnie na stare lata takie gupoty każesz robić, a jena... żeby ta mama wiedziała to by ci zaraz kazała do dom wracać... już ty jesteś chora...
herbaty ci zrobia z cytryną. obiad będziesz jadła? a włosy mnie zrobisz?

nie było już pieca, plecy grzała na żebrach kaloryfera.
a jak się śmiała trząsł jej się brzuch i wypadały wszystkie zęby i z tego śmiała się jeszcze bardziej.
a potem kwas mrówczany na nogi, koronka do przemienienia pańskiego i chłopskie chrapanie do rana.

czwartek, 27 października 2011

chrupie woda w stawie










jak skesz mieć złamioną kostkę, to musisz ścisknąć,
o tak, ze całej siły, i wtedy się turrać.
po całym pokoju bez dywanu jak się turrasz
to będziesz mieć złamioną.
kostkę.

fot. '07

wtorek, 11 października 2011

śni mi się jawa







będzie jeszcze wiele nocy różnych
różnie niespokojnych
każda warta więcej
od tamtych przedtem
hen kiedyś
spokojnych


niedziela, 18 września 2011

warkocz

od nadmiaru żółci przeźroczyścieje skóra
serce ma się wtedy jak na dłoni

można też się obwarować
zawyglądać jak atrapa samego siebie
serce ma się wtedy jak na lekarstwo

w każdym razie
przez sto lat
się zjeżdżali i prężyli dla tego pół królestwa
a ona ciągle nie mogła się zdecydować

niedziela, 4 września 2011

dom na wzgórzu

za furtką pachnie syrenką
dalej różami
nie - dalej bukszpanem jak kocie siki a potem różami
młode drewno stare drewno
wióry wióry wióry 
wióry na peruki
lakier pokost lakier klej
herbata z cytryną
drożdże z cukrem
naftalina z węglem
butla pluje winem w rurkę
zakurzony orzeł tym razem znowu nie mrugnął
pod prysznicem takie małe muszki

pierwszy pokój rosół  zegar
drugi pokój wujek wujek przekrój radio guma wrigley
trzeci pokój maszyna do szycia pierzyna

co cztery minuty domkiem potrząsa pociąg
kolejka w tę
towarowy gdynia-katowice
kolejka w tamtą
pośpieszny gdańsk-szczecin-berlin
kolejka w tę
nocny gdynia-zakopane
kolejka w tamtą
co cztery minuty pasażerów oszczekuje tarzan
co cztery minuty wygraża podróżnym cień marszałka dziadka
co cztery minuty dzwonią zęby w szklankach, okulary na szafkach, szyby do ogrodu
co cztery minuty nie wiem, w którym miejscu przerwałam pacierz
czasem kura czasem kogut
najbezpieczniejsze zasypianie w technostroboskopowym rytmie.

dawno.

piątek, 2 września 2011

dym-dom-dym

mysz i świeże pająki wróciły z wojaży

dom wypuścił stare kurze łapki

sąsiadka blada wino czerwone

balsam mazowiecki

idzie jesień


środa, 31 sierpnia 2011

czwartek, 25 sierpnia 2011

poniedziałek, 22 sierpnia 2011

perypatetyczny

na ulicach przeważa trend mocowania oczu na czubkach butów
miasto zapomina, że stopy mają swój rozum
a oczy
oczy

czwartek, 14 lipca 2011

et tu brutututu

a bywa też tak
że zdradza cię własna pierś
dźga na ślepy wylot
rozpłatywa spod pachy
nawet się nie zakrztusi
do rana odparuje i mleko i krew

litości
kości radości
ratości.

czwartek, 7 lipca 2011

wtorek, 28 czerwca 2011

71

oddaj cześć
pomnikowi nieznanego pijanego kierowcy
ma nas w opiece jak Jezus rio
jesteśmy mocarnym mocarstwem
poziom głów w rowach: przybyło siedemdziesiąt jeden

dwa dni i dziękibogujużpiątek
zbroi się armia
wypasionych szrotowców
dystyngowanych salonowców
z e siedem ofrołdowców
łysolaczkowców
napiątego wyprzedzaczy
stjuningowanych formularzy

jedno piwko to nie najebanie
nigdy nie złapani to nie do złapania
podbiją znowu polskę
i znowu
i na wieki  wieków amen.

święty krzysztof przyszył sobie głowę przejechanego psa
albo śpi na
cioci imieninowym stole

wsiadaj, kupię tobie frytki
a diabłu ogarek.



wtorek, 21 czerwca 2011

teraz ma na imię dziadek

kiedy tato
wyciągał z kieszeni wymiętą tabaczkową chustkę
i przykrywał nią miasto
domy kichały oknami

no smarknij
no tupnij
no kasia

z upowszechnieniem chusteczek higienicznych
wymarły supełki ku pamięci

środa, 1 czerwca 2011

dzień bez

a ten pawełek
ten co wchodził do nas przez ogródek
no ten co miał blaszkę w głowie i pompkę
dostał na komunię rosół
i zupełnie dorosły zegarek
na całą rękę.
jeszcze rower miał dostać dorosły
ale umarł.


czwartek, 26 maja 2011

szszu szszu

znowu sabat krawieckich manekinów
cecylia, córeczka krawcowej z kamiennej góry, jak co tydzień
pod deską do prasowania
rozsypuje szpilki i zbiera magnesem
szpilki dzwonią i szeleszczą do taktu
ledwo słychać
manekinom wystarczy

cecylia nie zjada skórek od chleba
wszystkie przechowuje w pudełku po tych bucikach, co kiedyś były lakierkami
białymi
zdarły sie czubeczki i kreda nie pomaga
nie błyszczą już
cisną w palce
aż przed oczami zaczynają kręcić się koła
i takie kolorowe plamy
albo gwiazdki.
z chleba lubi tylko to miękkie. jeśli jest miękkie.

czwartek, 19 maja 2011

volvo 121

Sagvåg, Norge, 1994
birger helle wyglądał jak ponad dwumetrowy żółw bez pancerza. nie miał twarzy, tylko okulary, nos i uśmiech.
po siedemdziesiątce opuścił się trochę w ramionach, no i żółwia główka na długiej pomarszczonej szyi tak się chwiała, jak u tych jamników z tylnej szyby.
miał volvo 121. wiśniowe. błyszczące.
jedną dłonią nakrywał całą kierownicę, ale obowiązkowo trzymał kółko jak należy - za dziesięć druga.
lewy łokieć nigdy się nie mieścił, więc okno musiało być otwarte. nie wiem jak sobie radził zimą.
prawy łokieć trzymał ciasno wbity w biodro, bo na siedzeniu pasażera zawsze siedziała elegancka johanna. siedziała, pachniała i zwijała skręty.
paliła dużo, ale birger akceptował wszystko, odkąd na jego prośbę przestała żuć snusa.



poniedziałek, 16 maja 2011

majowe

na co mi było te buciki akurat
zdeptali tylko
ładna pozłotka
chłodek miły
maryja ma ładne oczy
ale lakier zadarty na prawym przy sprzączce
kredą zrobię
albo emalią do paznokci lepiej

środa, 11 maja 2011

desperado

próbował wszystkiego:
spalin w garażu
spróchniałej drabiny
dziurawego dachu
głębokiego stawu
płytkiego stawu
ostrych przedmiotów
przewodów wysokiego napięcia
nawet
wódki z grzybami.
nie wpadł na to
że zjedzą go własne psy.

niedziela, 8 maja 2011

po sztormie

morze ma dziś kolory jak ze snu,
w którym wszystko trzeba załatwić samemu, niezależnie od tego ile ma się lat
z takiego snu,
który trzeba prześnić do końca
na wylot
inaczej można się nie obudzić

wieczorek integracyjny

zaraz się zacznie.
nawet bibułkowe serwetki drżą do ożywienia
co z tego, że można stracić życie na spoconym czole kierownika drugiej zmiany szwalni 'znój'?
życie. życie! 

niedziela, 17 kwietnia 2011

niedziela, 27 marca 2011

obstalunek

pani, gdzie tu mieszka ta jadzia co umarła? zamówiła spódnicę na procesję, wzięła i umarła.


czwartek, 24 marca 2011

wieeeczó! wybrzeża

akurat miała balejaż u joasi robiony, kiedy jarosław el zrozumiał, że dziś gołębi nie pobuja.
pięćdziesiąt sześć głowek leżało między piórami w kałużkach już przyschniętych.
na roberta ka nie masz mocnych. jak go zazdrość źre to jak nic, weźnie i poużyna.
a w stojadłach za to nowa galeria handlowa. empik, bielizna fantazja, altrawel i odzież u bożenki.
i vascobuwie. bynajmniej.

sobota, 19 marca 2011

wproch

się mocno zaprzeć nóżkami, żeby świat ze świata wyłowić
(ptaków nie trzeba
same się wyławiają.
ze wszystkiego.)


kiedy ziemia się starzeje
trzeba po niej chodzic ostrożnie
jak po lodzie
żeby się nie połamała







 fot. vasco '08

piątek, 11 marca 2011

latem

w wakacje kiedy śpi się tak dłużej
i czasem przez szparki powieczne świat wpuści trochę,
to można mamę zobaczyć
jak
do pracy cichutko wychodzi
albo do sklepu
albo jak pranie rozwiesza 







fot. '06

środa, 9 marca 2011

wdowiec

będzie trzy tygodnie jak ją wynieśli
wciąż słona pierzyna i jedna poduszka
słone mleko w butlach po hopkoli
słone sznurowadła
biała niedzielna koszula wyprasowana na słono
słone sztuczne kwiaty.
co dzień świeże.

wtorek, 8 marca 2011

kura. nioska.

układ gospodyniocentryczny z torbami na orbitach
i jądrem jana niezbędnego
atmosferę stanowi powietrze wydychane (tlen 17%, dwutlenek węgla 4%, azot 78%, argon i te inne 1%)

wtorek, 1 marca 2011

niedziela, 20 lutego 2011

niedziela

najprzód do święty trójcy
potem wedle kanału do schodków
na schodkach bzu rwać aż do anielinek
potem pieczone kurczaki i zrazy
potem kawa i ciasto w ogrodzie

 












nazbieraj babci truskawków jeszcze


fot. '79

środa, 16 lutego 2011

środa, 9 lutego 2011

poniedziałek, 7 lutego 2011

metro

dobrze, że są filary
poodychają za tych, co nie mają czasu
i jeszcze popilnują,
żeby się świat nie zawalił

poniedziałek, 31 stycznia 2011

piątek, 28 stycznia 2011

rowery

jak umarł wujek władek, ten co po wojnie ziemię objął,
przed domem stanęło rowerów ze dwa tuziny, wleźć się nie dało.
dobę czuwali z różancem,
a pogrzeb byl piękny i wesoły.

poniedziałek, 24 stycznia 2011

spodwórko

nikt nie chciał być krzyżakiem
każdy tylko zbyszkiem i zbyszkiem
no, jagienką może jeszcze
(bo danusią też nikt) 

niedziela, 16 stycznia 2011

popołudnie

jak powiedział kapelusznik, zawsze jest czas picia herbaty, a nigdy nie ma czasu, żeby pozmywać naczynia
czy jakoś tak

poniedziałek, 3 stycznia 2011

z gęsi smalec


gęś brała się z torby.
co roku, z końcem października, franciszka piechowska z potężną skajową torbą maszerowała na swoich zmartwionych nogach do pekaesu w będominku. po dwugodzinnej podróży wykładała na stół w naszej kuchni na piwnej gołą wyszczerzoną gęś z podwiązanym gardłem oraz flaszkę krwi. torbę, z kilkoma spódnikami, kilkoma zmianami bielizny (w tym jedna do lekarza) oraz zapasem rajtuz, wsuwała pod wersalkę w małym pokoju. w torbie był też dostatek kropli i maści do oczu, maści do zmartwionych nóg oraz sukienka na niedzielę, święta i imieniny. i broszka.
kiedy już się nagadały, zdejmowałam rajtuzy, smarowałam zmartwione nogi maścią i pytałam o gwóźdź w kolanie.
rano smarowałam maścią oczy, zakładałam rajtuzy na zmartwione nogi i pytałam czemu takie fioletowe.
ciocia frania śmiała się aż maść z oczu spływała i szła zarabiać drożdżowe na kucha.
babcia ustawiała na stole pięć słoiczków.
potem płukała gęś, dzieliła gęś, piekła gęś.
nie znosiłam ciemnego suchego mięsa, ale żułam je cierpliwie nie spuszczając oka z pięciu słoiczków.
nie cierpiałam czerniny, ale każdy cofający się łyk przepychałam suszonym jabłkiem i nie gubiłam słoiczków z oka.
pilnowałam każdej kropli wytapianego gęsiego tłuszczu, do słoiczków spływał najdoskonalszy smak świata, jedyny smak mojego dzieciństwa. tężał w roziskrzony śnieg, żeby na kromce chleba znowu roztopić się pod kryształkami soli.

gęsi smalec, cenniejszy od kawioru, znikał w niepowstrzymanym tempie, znikały cztery słoiczki. zaczynało się żebranie o piąty, babcia mówiła nie dam, w końcu stawiała słoiczek na stole, masz, ty brydo, ostatni.
po kilku tygodniach na stole pojawiał się inny ostatni, potem znowu ostatni, i znowu, aż do lata. niczym pięcioma chlebami i dwiema rybami, babcia smalcem trzymała mnie przy życiu.

w maju, po świętej zofii, ciocia frania pakowała torbę i wracała do dom.

niedziela, 2 stycznia 2011

pik nik

pewnie dopiero jak do domu wlezą to zobaczą
i się będą wściekać
a potem poznają, że to na serio i bedzie im głupio
a jeszcze potem się zdenerwują
najpierw mama
i będą w strachu
nawet marta się wystraszy, głupia
i polecą zaraz z powrotem
a tata żeby samochodem
że samochodem prędzej 
no to do samochodu
i nie zechce zapalić jak zwykle
a na to deszcz i burza z piorunami
w końcu dobiegną z tymi krzykami
a ja tu taki malutki całkiem przemoczony
zamarznięty prawie
a marta żebym nie umierał, że mi frytki odkupi
a ja na rękach mamy wtedy tak się tylko zsunę martwy
na zapalenie płuc
albo na marty rękach lepiej
bo mamy to szkoda
albo w śpiączkę
wtedy zobaczą

i będą żałowali, że ani razu nie kupili mi psa.

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...


WSZYSTKIE TEKSTY, FILMY, FOTOGRAFIE I RYSUNKI UMIESZCZONE NA TYM BLOGU, SĄ WŁASNOŚCIĄ MOJĄ LUB AUTORÓW, KTÓRZY UDZIELILI ZGODY NA ICH PUBLIKACJĘ.
KOPIOWANIE I ROZPOWSZECHNIANIE BEZ ZGODY MOJEJ LUB AUTORÓW JEST ZABRONIONE.
© Katarzyna Wasilkowska