niedziela, 22 listopada 2009

łość. lność.

anarchia doskonała
nie trzymać się za mordy
nie próbować na rękę
nie posiadać się.

bez kontroli bez cokołów bez wsysania
tętnimy sobą nawzajem przezwiecznie
strzeżemy nawzajem własnych wolności.


środa, 14 października 2009

piątek, 25 września 2009

tańczę

mocuję świat na biodrach i rozkręcam do nieprzytomności
kula zataczając się wraca na swoje miejsce w szeregu
mogłabym poopalać się z wyższością
ale idę obrać ziemniaki

czwartek, 3 września 2009

o drugim policzku

Mt 5, 39

nie bądź dupkiem, od rana gotowym na kolejną porcję upokorzeń
nie żyj w strachu
nie trzęś się nad tym, co możesz stracić
mogą ci naskoczyć
prawdziwie wolnym możesz być i w więzieniu
głowy wolnej od nienawiści nie sięgną kamienie

pamiętasz huśtawkę wagową z podwórka? to przyjemne uczucie balansu?


po pierwsze stworzono nas do szczęścia


poniedziałek, 31 sierpnia 2009

maks dwunaste obchodziny















fot. '08


czwartek, 27 sierpnia 2009

werk

z trudnych do załapania prawd banalnych:
człowiek składa się z niezliczonej ilości prostych schematów
co czyni go zadziwiająco skomplikowanym

piątek, 21 sierpnia 2009

jak są palmy to nie ma patyków

lubię sierpniowe plaże
są spokojne i nasycone
jak po dobrym obiedzie
nikt nie udaje, że bałtyk nie jest zimny jak brzuch śledzia
nikt nie wrzeszczy, że kukurydza, że bób, że lodi, że latawce
nikt nie boi się złodziei piasku, wody, słońca i portfeli
nikt nikomu nie biega po głowie
nie gubią się dzieci

na kocykach leżą wysmażone skwarki
nikt im nie zakłóci
nastał czas błogoslawionego lenistwa

i słychać, że morze szumi

na prawdziwo

wtorek, 18 sierpnia 2009

buka

marcyś opuścił pokój pod tytułem Ewidencja NIP i podreptał za tatą do Podatków Pośrednich. posiedział na krzesełku, pomiętolił czapeczkę, poziewał. podreptał do Podatku Dochodowego - Osoby Fizyczne. pokopał trochę krzesełko taty. podreptał do Likwidatora. nie zdążył usiąść. trzeba było wrócić do Podatków Pośrednich. trochę bujał się na krzesełku. niedługo, bo się przewróciło. podreptał do Likwidatora. pani miała jedną brew. może to bert w starości. podreptał do Podatków Majątkowych. nie było krzesełka. próbował postać obiema nogami na jednej. to trudne. podreptał do Podatków Pośrednich po czapeczkę. zaczął się drapać.


czułam jak wraca wspomnienie rozpaczliwej rozdzierającej nudy. bezdenna swędząca nuda z urzędu. chodź, jeszcze tylko do tego pokoju, usiądź tu i czekaj grzecznie, tylko chwileczkę, nigdzie się nie ruszaj, niczego nie dotykaj. siedź tylko.

perfekcyjna bezradność wobec dorosłych i ich świata z papieru, tuszu, irytacji i trudnonudnego języka.

zapomniałam, że ona taka jest.




czwartek, 13 sierpnia 2009

okulary

z wad wykułam łańcuch
przywiązałam się nim do problemów

najsilniejszym ogniwem jest dalekowzroczność

nie widzę
tego co przed nosem

nie przyjmuję odpowiedzialności
za to jaka jestem

ciągle gdzieś gubię okulary

horyzont jest magnesem dla oczu
niepostrzeżenie leczę rany
odpieram ciosy
trwam w nawałnicach
i dygoczę ślepiąc w horyzont

toczy mnie zło,
które nigdy nie nadeszło

gdzie są okulary

niedziela, 9 sierpnia 2009

śniadanie

sięgam pod poduszkę po czarną landrynkę

trochę cierpliwości na rozpuszczenie lukrecjowego pancerza
pęka cienkie szkiełko, lekko rani język
usta wypełnia morska woda z pieprzem
wali w nozdrza od strony przysadki
fala opada
zostaje płatek różowego marynowanego imbiru

wyczuwam wszystkie smaki dnia

te cukierki jakoś się nazywają

czasem jem bułkę.

poniedziałek, 3 sierpnia 2009

niedziela, 28 czerwca 2009

lulja





budzi się żeby wsiąść do autobusu
budzi się za daleko
wysiada żeby wsiąść
budzi się nie w tym autobusie
budzi się nie na tym przystanku

wszystko to dziwi ją niepomiernie

w międzyczasie zasypia


niedziela, 21 czerwca 2009

to tu

gdańsk to dziadek, który wiąże mi sznurówki codziennie po śniadaniu.
to nieznośne suche okruszki z chleba dla gołębi na dnie kieszeni.
to ciągle zapominane spodnie i szalik dla gołego pana z fontanny pod ratuszem.
to przewieszanie się przez balustradę zielonego mostu z myślą, czy tym razem dziadkowi w końcu zakręci się w głowie i wpadnę do kanału.
to zapach wilgotnej cegły, ptasiego guana i morza.
to wiatr, tłoczacy tam i z powrotem powietrze w uliczki. dużo powietrza.
(zamykaj buzie bo ci nawieje)






fot. pp'1972


czwartek, 18 czerwca 2009

zobojętność

są tacy
na których zużyłam już całą pulę emocji

wypuliłam ładunek uczuć
zaistniał na horyzoncie czarny grzyb
rozwiał go północno-wschodni wiatr

teren skażony został ogrodzony i zalany betonem
(cement portlandzki plus wapno plus piasek)

po ogrodzeniu pnie się winobluszcz
trójklapowy
parthenocissus tricuspidata
(ładnie)

czwartek, 11 czerwca 2009

Boże Ciało

Kraj okadzony, wykwiecony, wydzwoniony. Powietrze gęste od słońca. Brzóski panikują, zanim pojawi się pierwsza chmura.
Deszcz zawsze najpierw bębni w baldachim. Białe sukienki w popłochu migają białymi obcasikami, gubią rytm dygania. Mamusie rozpinają namiot z czarnych parasoli.
Peruna jak zwykle szlag trafił, kiedy usłyszał Te Deum.
Procesje jak zwykle, po ostatnim dzwonku rozmieniły się na ścieżki ewakuacyjne.
Ostatnia zmywa się orkiestra dęta. Polska siada do stołu. Pierwsze, drugie, a na kompot kokakola.

Jezuski z ulgą przyklejają do szyb gorejące serca.

środa, 20 maja 2009

ja to ja a mnie nie ma

pamięć się zacina kiedy akurat stoję na głowie
nie wiem co dalej
nie wiem jak się to robi

ja patrzy na mnie

siedzi w fotelu i wyrozumiale pozwala spływać krwi z butów do mózgu

kiedy buty są już zupełnie przezroczyście bezżyciowe,

ja układa mnie na czarnym śniegu

na czarnym śniegu wszystko się przypomina

i jest tak cholernie przyjemnie.

ja się uśmiecha i odchodzi niezajmować się sobą.

środa, 6 maja 2009

moja głowa tyka

jakiś tunel pod alpami
świat się kurczy
ciasno trzyma głowę jak imadło

przez uszy w zatoki leje się beton
zimny mokry szorstki gęsty

tężeją gałki, sztywnieją szczęki
beton spływa w rdzeń i dalej po kręgach

kiedy zastygnie zaczną go skuwać
trzeba miejsca na nowy

z szyi wyrasta mi kolano
dwa kolana
kolonia tępych, ślepych i twardych pąkli kolanowych

dzwoni telefon
lord wejder świetlnym mieczem napierdala w kolana

eksploduje wszystko powyżej ramion

nigdy nie rzygam na buty.

układam skorupy na poduszce z kamieni
oczy zbyt powolne żeby zdążyć przed światłem
nocy-mamusiu, uwal się na nim foczym cielskiem
wyduś najmniejszy promyk w najskrytszym zakamarku

mnożą się słowa w głowie, pożerają i wydalają nawzajem bez końca
ładuje wszystkie w worek i topię w stawie
zostawiam jedno małe słowo
kamyk otoczak
dobrze leży w dłoni

zawieszam go w próżni
w idealnym środku pustej wewnątrzczaszki

będę go polerować myślami
jakoś dotrwam do rana

nie wyłączyłam telefonu

winda z flakami rusza na najwyższe piętro

nigdy nie rzygam na buty.

między piersiami pływa mi blizna
konik morski
jeśli go dosiądę świat zamarznie
będę uratowana

Sąsiad, Który Będzie Mordercą
wrócił z pracy
charytatywnie apgrejduje mnie
w znajomości bieżących trendów disko
skoda typu bumboks 200dB wypróżnia się zapętlonymi biełymirozami

konik pływa brzuszkiem do góry

nie rzygam na buty.


sobota, 18 kwietnia 2009

sterylizacja

najchętniej ubieram się w linię demarkacyjną
bezlitośnie odcinam się od siebie
pobłażliwie analizuję
oceniam
trochę pogardzam
odwalam się starą, zużytą i durną
szukam w lustrze zachwycającej nowej

widzę gołe to samo
nie ma było
nie ma będzie
jest jest.

(podwiązać jajowody rebelii.)
(odmawiać koronkę do świętej ewolucji. codziennie.)

בית

wzuwam żelazne trzewiki
wiążę stalowe sznurowadła

do domu
dodomu
do
d

wtorek, 24 lutego 2009

elektrokardiomobil

jestem upośledzona działam na prąd
mam w dupie kabel podłączony do sieci
odcięcie zasilania jest dla miasta jak kopniak w mrowisko
nie wypiorę, nie napiszę, nie narysuję, nie zjem, nie wypiję, nawet kurwasz gaz chodzi na prąd, zaraz mi się życie rozładuje, umiem czytać umiem czytać gdzie jest jakaś książka
zapobiegliwie uprzedzając rebelię robotów zrób-to-samiśmy przemontowali się w androidy

(Ojcze nasz, żeby śmieciarze nie strajkowali, amen)

wtorek, 3 lutego 2009

nietu

złe myśli są o tym co nietu
wszystko co nietu jest nieprawdą
prawda to mój kwadrat
czemu czasem nie ma mnie w domu?
ale
wiem jak wracać

musiałam długo rosnąć
żeby zrozumieć
po co są żelazne trzewiki
dlaczego nie można się oglądać za siebie pod groźbą skamienienia
i że kaj nie istnieje

bo w lodowym pałacu na gerdę
ciągle czeka
gerda.

niedziela, 18 stycznia 2009

sprawczość

jedno słowo na dżajantyliard staje się ciałem

pozostałe to życzenia
pobożne
niepobożne
skrzydełka u nich wiekuiste

archeonirologia

może i dobrze, że nie mam utrwalacza snów
jawa jest dostatecznie intensywna

chociaż czasem
tak bym chciała
przytrzymać choć na chwilę
rew and play

dlatego czasem
po przebudzeniu
udaję, że śpię
omiatam sen z dzieńdobrego pyłu
i skalpelem delikatnie podważam
odkładam na czyste płótno
warstwa po warstwie
nie podnosząc powiek

wystarczy jeden nierówny oddech
jedna wiewiórka na parapecie
jedno miau
żeby spłoszyć wykopalisko

może i dobrze

wolę
nie śpisz już?

poniedziałek, 12 stycznia 2009

~~~~~

chwyciłam dziś zębami cieniutką przezroczystą niteczkę zapachu.
samotna pajęczynka niosła w sobie cały ogród wiosenny, nieśmiało ciepłą ziemię oddychającą stęchło po śnie, bure cebulki z fajerwerkami w wilgotniejących brzuszkach, potrzebę wietrzenia świata.
westchnęłam niteczkę do środka.
zima.

poniedziałek, 5 stycznia 2009

igloo

buduję z kołdry igloo
wsuwam się polanem i roztętniam wnętrze do trzydzieścisześćisześć
dydydy dydydy dydydy
słyszę jak gdzieśtam hula
ale
nam tu ciepło.

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...


WSZYSTKIE TEKSTY, FILMY, FOTOGRAFIE I RYSUNKI UMIESZCZONE NA TYM BLOGU, SĄ WŁASNOŚCIĄ MOJĄ LUB AUTORÓW, KTÓRZY UDZIELILI ZGODY NA ICH PUBLIKACJĘ.
KOPIOWANIE I ROZPOWSZECHNIANIE BEZ ZGODY MOJEJ LUB AUTORÓW JEST ZABRONIONE.
© Katarzyna Wasilkowska