sięgam pod poduszkę po czarną landrynkę
trochę cierpliwości na rozpuszczenie lukrecjowego pancerza
pęka cienkie szkiełko, lekko rani język
usta wypełnia morska woda z pieprzem
wali w nozdrza od strony przysadki
fala opada
zostaje płatek różowego marynowanego imbiru
wyczuwam wszystkie smaki dnia
te cukierki jakoś się nazywają
czasem jem bułkę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz