nie wiedzieć czemu
stajesz naraz na rozstajach zapachów
nie stąd
i nie z teraz.
dziś przyniosło tu woń
kawałka dętki,
z której dziadek,
lekko podrdzewiałymi nożycami krawieckimi babci,
odcinał wąski pasek
kiedy potrzebna była recepturka.
kawałek dętki trzymał razem z gumą do zelowania
obok nożyka, słoiczka z butaprenem
i słoiczka z tymi maleńkimi kanciastymi gwoździkami,
tak ostrymi, że kiedy próbowałam wyjąć jeden
w skórę palców wbijało się od razu kilkanaście
jakbym była z magnesu.
dziadek był mistrzem murarskim,
ale swojej kobietce buty zelował osobiście,
żeby nie musiała się trudzić do szewca
co pije i burczy.
choć tamten też był mistrzem.
zapachniał mi kawałek dętki
ale razem też pewex po lekcjach
gdzie można było poopowiadać sobie
co się kiedyś jadło
jakie perfumy kiedyś miała mama
i co kiedyś pili u jednego wujka
zapachniał mi kawałek dętki
pewexem po lekcjach
i na to
ostatnia porodówka
virkon, pot, krew i woda.
rozstaje całkiem gołe,
bez drogowskazu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz