Buchholz d. 9. 6. 42 N.b.p.I.Chr:
Kochani Synie
List twoj odebralim za ktori dzenkuiemy. zdrowi iestesmy Bogu dzenki.
Kochani Synie
List twoj odebralim za ktori dzenkuiemy. zdrowi iestesmy Bogu dzenki.
Stefka to zawsze po staremu. pisz nam czy teras masz 2 Fotygrafki bo iak ni masz dwuch to ieden List zaginoł. naloti mamy tu prżeważne co Nocz narwieksze spustoszane na Köln biło ostatniego Maja take cok nigdi.
a tu kończa nie widacz. ieszcze zapowiadajo że znywo spalo. rozmaite ulotki spuszaio z czego widacz że ich nimogo pokonacz chiba znow gospodarczo bieda roszeńcze ale każdi se boji bo okropnie każo. w Holandiji głod okropny
Teras će mńelo pozdrawiamy twojo Matka
Papieru ni mamy bym wiency pisała
Teras će mńelo pozdrawiamy twojo Matka
Papieru ni mamy bym wiency pisała
Kiedy Niemce weszli do Bzowa, zaraz było widać, że coś więcej będzie. Wszystkich psów rozstrzelali naprzód. Potem weszli do chałupy jak do siebie, dwóch takich, w butach wyglancowanych. Dziadek Mateusz powiadał, już oni nie w takich glancowanych będą stąd wyłazić. Miał rację choć nie doczekał.
Weszli w tych butach, rozsiedli się jak na swoim i żryć zawołali.
Babka Katarzyna powiedziała, że kurę zarżnie i rosołu nagotuje. Wyszła na podwórek i czterdzieści kur jak miała, tak zarżnęła. Szkopom rosołu dała i wódki. Pojedli, popili i uwalili się w jej małżeńskim łożu dębowym. Ani butów nie zdjęli. Babka przez noc kury oporządziła i zapeklowała. Po jednej zmianie bielizny dla każdego zapakowała i wszystko co z jedzenia zostało. Do Stefki mówi, zdejmij święte obrazy ze ściany, świętych obrazów Szkopom nie zostawię. Obrazy wisiały nad małżeńskim łożem, Stefka mówi, ja między tych żołnierzy nie stanę. Babka zdjęła buty, spódnicę podkasała i wlazła między śpiących pijanych Niemców obrazy ściągać. Schowała je na strychu za belkami. Czekały na nią. Widziałam je potem, w tym małym pokoiku, gdzie babka umarła. Chorowała długo i leżała na połówce tamtego łoża. Aż mówi, ugotuj mnie Hela zupy. Zjadła i mówi, daj mnie Hela czystą pościel i koszulę nocną czystą. Przebrała się, położyła w czystym piernacie i powiada, teraz mogę umrzeć. I umarła.
A wcześniej, jak wrócili z tych robót, już bez dziadka - on nawet pod tę Norymbergę nie dotarł, jej syn Władek objął gospodarkę. Do spółdzielni nie przystąpił. Różni im grozili, a to podpaleniem, a to na ukochanego konia Władkowego się zasadzali, aż w końcu prawie cała wieś z grabiami i czym tam jeszcze pod dom im podeszła. Babka Katarzyna tylko przed dom stanęła. Szczęki bez zębów zacisnęła i patrzyła. A oni pogapili się chwilę i odeszli. Nigdy już nie mówili o kułakach.
Więcej nie pamiętam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz