dziś, na cienkiej smużce dymu czyjegoś marlboro
doleciało mnie wspomnienie ciotki leny
mogłabym napisać o niej dużo
jak uciekła z krakowa do sopotu przed maturą
jak przesiadywała w złotym ulu
jak zakochała się bez pamięci w hrabi kuncewiczu
jak została jego żoną, a potem jego wdową
jak znokautowała dresa w tramwaju (a nie miała już wtedy od dawna 79 lat)
jak nikt nigdy nie mógł zobaczyć jej bez czerwonej pomadki.
o tym nie napiszę
ani o jej zardzewiałym, głębokim śmiechu
ani o jej prosto z mostu
ani o jej automatycznym pojemniku, skrywającym snopek fajek
bo przypomniało mi się zupełnie
co innego
jak w swoim zmęczonym oliwskim pokoju
upina w białych włosach wspomnienia
i mdleją jej ręce
bo włosy są zbyt rzadkie
i wspomnienia nie chcą się w nich trzymać
wysuwają się uparcie
wtedy ktoś puka
i lena przeklinając
zgniata papierowe dłonie w pięści
idzie otworzyć drzwi
po drodze wkładając
perukę
kiedy otwiera
wygląda
jak ktoś
zupełnie inny.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz