kiedy umarł miałam piętnaście lat
przez piętnaście lat nie widziałam,
żeby kupował nowe ubrania
wszystko, co wisiało
w tej szafie bez pleców i dna
było sprzed historii
(oprócz bielizny,
której co najmniej jeden komplet
otrzymywał każdego roku na gwiazdkę
razem z gorzką czekoladą
ze zjednoczonej okazji
urodzinowo-imieninowo-bożonarodzeniowej)
jego garnitury,
i te całoroczne, i lżejsze letnie
były co prawda
trochę wyświecone godzinami pod żelazkiem
ale niezmiennie eleganckie
czy do siatkowego kapelusza
czy do filcowego
czy pod karakułową zimową furażerkę
sąsiadki mówiły
ten twój dziadek to się nosi
on tak potrafi
prosto
jak jakiś pan.
ubrania prasował sobie sam
spryskiwał wodą pożółkłe płócienko
znikał w kłębach pary
kiedy wszystko było idealnie gładkie
uśmiechał się niezauważalnie
i posapywał niedosłyszalnie.
spodnie wywracał na lewą stronę
przeciągał mydłem wzdłuż nogawki
potem, unosząc się w białym obłoku,
na prawej stronie
starym jak świat żelazkiem
stwarzał
najidealniejszy w mieście
kant.
wychodziliśmy z domu
a on wycinał przede mną drogę przez miasto
codziennie ciął miasto kantem
sam je sobie zbudował
i dlatego
nic nikomu do tego.
Ale piękne, ale wspaniałe!
OdpowiedzUsuń