w niedzielę mama powiedziała, że jest piękna pogoda i że cudownie będzie wybrać się rodzinnie na poobiedni spacer.
tata powiedział, że nie ma mowy, że nie znosi spacerów niedzielnych, że nie ma nic gorszego niż przymus w niedzielne popołudnie, że niedziela jest po to, żeby człowiek mógł się przyzwoicie wybyczyć w spokoju i jeszcze, że nie po to haruje cały tydzień, żeby nie móc spokojnie pooglądać telewizji. w niedzielę.
marcyś powiedział, że on też ma zamiar oglądać telewizję w spokoju i niech to będzie Foskis lub Karkun Nekłyrt.
tata powiedział, że z pewnością nie będzie to ani  Foskis ani Karkun Nekłyrt.
marcyś powiedział, że w takim razie on będzie ryczeć do samego końca niedzieli. 
mama powiedziała, że rozbolała ją głowa i jeżeli natychmiast tata nie wyniesie się z tym dzieciakiem na spacer to niech  n i k t  nie liczy na kolację, o podwieczorku nie wspominając.
tata powiedział, żeby marcyś natychmiast włożył buty.
marcyś zapytał, czy może założyć normalne ubranie, bo ubranie niedzielne źle mu robi na pocenie.
tata powiedział, żeby marcyś nie denerwował mamy.
marcyś przypomniał tacie, że przecież nie znosi spacerów niedzielnych, że nie ma nic gorszego niż przymus w niedzielne popołudnie oraz że niedziela jest po to, żeby człowiek mógł się przyzwoicie wybyczyć w spokoju.
tata odrzekł, że w wieku marcysia uwielbiał spacery niedzielne ze swoim tatą i że nigdy się nie pocił. potem oświadczył, że marcyś jest rozpaskudzonym gówniarzem, ale on, król dobrej zabawy pokaże mu jak wspaniałą rozrywką może być niedzielny spacer. i żeby nie denerwował mamy.
wyszli przed dom i tata powiedział:
- wezmę cię nabarana.
- nie chcę. boję się nabarana –  zaprotestował marcyś.
- mój syn z pewnością nie boi się  nabarana, gdyż jest to najwspanialsza zabawa ojca i syna na  niedzielnym spacerze – oświadczył tata i dodał, że jego ojciec  zawsze nosił go nabarana na niedzielnych spacerach. po czym  poderwał marcysia w górę i zaklinował sobie głowę między  marcysiowymi nogami.
marcyś chwiał się na głowie taty i patrzył na chodnik, który też się chwiał tylko, że daleko. na wszelki wypadek zacisnął powieki, żeby nic nie widzieć, dokąd nie skończy się ta cała zabawa z nabaranem. 
w końcu tata przepchnął głowę i posadził marcysia sobie na ramionach.
marcyś natychmiast złapał tatę z całych sił za głowę i postanowił nie puszczać jej (dokąd nie skończy się ta cała zabawa z nabaranem).
tata zawołał, że nic nie widzi i nic nie słyszy i że za chwilę ten cholerny gówniarz skręci mu kark.
marcyś bardzo chciał zobaczyć  tego cholernego gówniarza, który za chwilę skręci tacie kark, ale przeraził się jeszcze bardziej i na wszelki wypadek jeszcze mocniej ścisnął głowę taty i jeszcze mocniej zacisnął powieki. tym bardziej, że tata ruszał się bardzo szybko i w różnych kierunkach.
wreszcie tata oderwał ręce marcysia od swoich oczu i wytłumaczył, że nabarana należy trzymać  z a   c z o ł o. potem zapytał czy marcyś widzi, jaka to wspaniała zabawa.
marcyś otworzył oczy, żeby zobaczyć i zobaczył, że chodnik jest za daleko i z tego powodu musi siku.
- muszę siku – powiedział  marcyś.
- oczywiście, tylko poskaczemy  chwilę jak koziołki – zawołał tata. zobaczysz jaka to wspaniała  zabawa.
- muszę siku – powtórzył marcyś.
- oczywiscie, tylko wytrzymaj chwilę  – podskoczył jak koziołek tata, król dobrej zabawy.
- nie wytrzymam – zesikał się  marcyś nabarana.
kiedy wracali do domu marcyś zapytał, czy tata liczy na kolację.
tata powiedział, że liczy na to, że jutro będzie poniedziałek.
wszelkie podobieństwo zamierzone.