sobota, 8 maja 2010

korytarz nie pokój

marcyś przycisnął do brzucha  tygrysa bez nosa, pingwina i niezdrowego murzynka. spajdermen zaczął się zsuwać, więc przytrzymał go brodą.
chwilę stał i patrzył w korytarz. korytarz jest za długi, pomyślał. czemu już nie jest kolacja, pomyślał. po co się bawiłem, pomyślał. mam za ciężkie i chyba nieruszające nogi, pomyślał.
marcyś nabrał powietrza, zamknął oczy, zrobił kilka kroków, cisnął zabawki przed siebie i pędem zawrócił.
otworzył oczy zaraz po tym, jak walnął głową w brzuch mamy. podniósł głowę. mama jest za wielka, kiedy ma niemiłą twarz, pomyślał.
wrócił do korytarza. podniósł spajdermena, pingwina i niezdrowego murzynka. tygrysa bez nosa nie było. zaniosę te trzy, pomyślał marcyś. i ruszył. ale tygrys bez nosa może leżeć pod półką na buty, pomyślał. i zatrzymał się. pod półką na buty jest najciemniej i widać tylko czyjeś buty i nie wiadomo czy mają dobre zamiary czy nie mają, pomyślał.
odłożył te trzy na podłodze i wyciągnął się obok na brzuchu. nabrał powietrza i zbliżył głowę do szpary pod półką na buty. w ciemności błyszczały jakieś dwa i jak zwykle śmierdziało starym kurzem. marcyś na wszelki wypadek zamknął oczy. w których powinno sie mieć latarki. na ciągle. jak wylosować z ciemności tygrysa bez nosa a nie tamto co nie wiadomo co błyszczy, pomyślał.
mama nie przestawała mówić tych wszystkich zdenerwowanych wyrazów o kolacji, zabawie, sprzataniu, spaniu i o głowie.
marcyś nabrał powietrza i sięgnął pod półkę po błyszczące. zacisnął palce na zimnym i twardym. nie mokre, no to nie oko, pomyślał. wyciągnął pięść spod półki. rozchylił palce. na dłoni leżała piłka od piłkarzyków co się stół połamał i tata wywalił, a piłeczka się potoczyła. płakałem za stołem, przypomniał sobie marcyś i zrobiło mu się na chwilę smutno. potem piorunem wyciągnął tygrysa bez nosa z ciemności i podniósł się z podłogi. pozbierał pingwina, spajdermena i niezdrowego murzynka.
chwilę stał i patrzył w korytarz. ruszył. jak się idzie korytarzem to jest coraz dłuższy i chudszy, pomyślał. ściany się zawsze na mnie pchają jak idę z zabawkami, pomyślał. tamtych drzwi na końcu nigdy nie zamykają na porządnie, pomyślał. zawsze jest ta szpara, pomyślał. czarna albo ze światłem, ale i tak nic nie wiadomo, pomyślał. zawsze jest tak jakby zaraz miał być odgłos, pomyślał. muszę zdążyć przed odgłosem, pomyślał.
nabrał powietrza i popędził do kosza na pluszaki i te inne. wrzucił zabawki i pobiegł z powrotem. powietrze wypuścił dopiero, jak się wywalił pod stołem w kuchni.
mama była zła, że znowu bez kapci. ale to nic. najważniejsze, że znowu zdążył zanim przyszedł człowiek pierwotny albo gigantyczna amerykańska sroka, która niewiadomo co może zrobić komuś.


środa, 14 kwietnia 2010

pani marylka

budzę się o świcie
do twarzy w poduszce zbieram dźwięki
zza ściany spod podłogi zza okna z obok
pierwszy odczyt czasu

dziś, po raz pierwszy od tylu lat, odczułam brak roznosicieli mleka
brak długich szybkich rozdzwonionych kroków
brak brzęku parkowania pod klatką
brak protestu butelek podczas rwania skrzynki
brak szorstkiego wizgu po asfalcie
brak dzieńdobrypaniewesołoski! pani marylki

monotonne zamiatanie ulic o trzeciej uspokajająco poprawiało kołdrę
wózek z mlekiem emitował zapach śniadania
rytmicznie wykopywał z wyra 


piątek, 9 kwietnia 2010

piątek, 5 marca 2010

odwilga

czas topienia myśli
nie nadążam kopać kanałów
przepełniają się zbiorniki retencyjne
najchętniej odszpuntować głowę do wanny by

wreszcie
dużo piszę
trochę czytam

jest wygodnie.


Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...


WSZYSTKIE TEKSTY, FILMY, FOTOGRAFIE I RYSUNKI UMIESZCZONE NA TYM BLOGU, SĄ WŁASNOŚCIĄ MOJĄ LUB AUTORÓW, KTÓRZY UDZIELILI ZGODY NA ICH PUBLIKACJĘ.
KOPIOWANIE I ROZPOWSZECHNIANIE BEZ ZGODY MOJEJ LUB AUTORÓW JEST ZABRONIONE.
© Katarzyna Wasilkowska