niedziela, 28 września 2008

sztuka nieczekania

ogrom czasu połknęło mi wyzbywanie się oczekiwań
z nieczekaniem przyżeglowała wolność
najtrudniej przyjąć że nie każdemu po drodze z wolnością
przyjmuję
skarlał poziom rozczarowań

wtorek, 23 września 2008

kyrie, kyrie, kyrie

od wtłaczania życia w excellowe komórki
zachowaj

na katar

deszcz można ubijać wzrokiem z dodatkiem cukru i krwi. wtedy się krystalizuje.
opanowane kryształki pogody zamykasz w pralni na dużym osiedlu. i tak z niej nikt nie korzysta.
z okna pralni uwolnij chusteczki pozornie balsamujące nos.
będą nieźle wyglądały na czystym jesiennym niebie.

wagary

porozjeżdżałoby się pięciozydlówki na torach tramwajowych
no bo
skoczkiem wzwyż już raczej nie zostanę.










na zdjęciu Maks, 2009


piątek, 19 września 2008

o dziewczynce, której nikt przedtem nie dał zabawki (bajka)

w styczniu 2007
Była sobie Dziewczynka. Miła, grzeczna i ładna. I uczynna. Ludzie zatrzymywali się na ulicy, żeby popatrzeć na tak miłe, grzeczne i ładne stworzenie. I uczynne. Dziewczynka nie miała żadnych zabawek. Zbierała za to pochwały. Miała całkiem niezłą kolekcję pochwał. Myślę, że może nawet i największą w mieście. Z pewnością większą niż Pan Policjant, Pan Lekarz i Pan Strażak razem wzięci. Pochwały miała poukładane w głowie i zawsze przed zaśnięciem, albo kiedy było jej smutno, przeglądała swoje pochwały, odkurzała, polerowała i segregowała. Nie mogła jednak żadnym sposobem przytulić się do nich. Nie rozśmieszały jej, nie umiały wysłuchać zatroskań, nie cieszyły się z jej sukcesów. Zresztą to ostatnie akurat można było zrozumieć - każdy sukces to nowa pochwała, a w głowie i tak było ciasno.
Pewnego dnia, kiedy było jej nienajweselej, podszedł do niej Pan. Pan pochylił się nad nią i powiedział:
- Więc to ty jesteś tą mądrą, dobrą i ładną. I uczynną. Nie sądziłem, że spotkam jeszcze na tym świecie taka osobę. - Pan otarł dyskretnie łezki wzruszenia, wyprostował się i rzekł:
- Dziewczynko, pokaż mi swoje zabawki.
Dziewczynka odpowiedziała:
 - Nie mam zabawek. I pomyślała: 'Jaka jestem nieszczęśliwa. Przecież nie ma ani jednej zabawki!'
Pan wytarł jeszcze więcej łezek wzruszenia i nawet nie próbował się z tym kryć. Był też bezgranicznie zdziwiony. Powiedział:
- To niemożliwe. Jak możesz żyć? Mnie tylko zabawki trzymają na tym świecie. Musze je dostawać bez przerwy. Wiesz? Daruję tobie zabawkę – powiedział i strasznie się tym wzruszył, bo jeszcze nigdy nie darował nikomu niczego, zawsze tylko musiał dostawać. Pławił się chwilę we własnym wzruszeniu.
„Chyba to lubi', pomyślała Dziewczynka i patrząc na Pana też się wzruszyła. Potem Pan poszedł i wrócił z prześlicznym, puchatym misiem. Dziewczynka przyjęła od Pana prezent i jej rączki zatonęły w miękuchnym futerku. Wtuliła się w niego i poczuła, że serce jej bije jak dzwony na rezurekcję, że robi się jej cieplutko wszędzie i że ma głowę do latania. Postanowiła, że nazwie go Misiem i nigdy nie użyje słowa zabawka. Wtedy Miś zamruczał. Dziewczynce zamusowało w środku i zaczęło strzelać jak strzelająca guma do żucia. Uklękła przed Panem i pomodliła się do niego z wielkiej radości. Pan rzekł do niej:
- To ja dziękuję tobie, Dziewczynko. Myślałem, że życie jest płaskie i bezbarwne dokąd nie spotkałem ciebie. Tylko tobie zapragnąłem coś ofiarować. To niesamowite przeżycie. Zachowam ciebie w środku, taką mądrą, dobrą, ładną. I uczynną. Teraz wszystko ma sens. Mogę trwać całą wieczność, bo ty jesteś we mnie.
Dziewczynka zemdlała na te słowa. Nie tylko otrzymała Misia, ale też największą Pochwałę Wszechświata. Nie była w stanie udźwignąć tyle szczęścia naraz. Kiedy się ocknęła Pana nie było, ale uczucie szczęścia wypełniało ją nadal, więc z Misiem pod pachą jeszcze raz pomodliła się do Pana.
Miś był naprawdę wyjątkowy. Mogła tulić go kiedy było jej smutno, mruczał, a wtedy jego misiowe łapki obejmowały ją ściśle i ogarniało ją uczucie błogości jakiego nigdy nie zaznała. Okazało się też, że zna różne śmieszne słowa. Na przykład mówił do niej ty konewko, tym swoim mruczącym głosem, a wtedy ona turlikała się ze śmiechu. Tłumaczyła mu co znaczy słowo konewka, a on udawał, że nie rozumie i dalej swoje: ty konewko. A kiedy padało wołał: rozpinać parasol, bo zmoknie, rozpinać, bo zmoknie! I Dziewczynka czuła się zaopiekowana po raz pierwszy w życiu. Mówił do niej nawet czasem (ale rzadko) moja ty mała dziewczynko. Wtedy zdarzało się jej omdlewać, ale tylko trochę. Miś był też cierpliwy, słuchał wszystkich słów, których potoki wypływały z ust Dziewczynki i mruczał ze zrozumieniem. Dziewczynka nie miała pojęcia, że ma tyle słów w głowie. Przestała się troszczyć o pochwały, które pokryły się kurzem, powypadały ze swych przegródek podczas szalonych zabaw z Panem. Bo Pan czasem odwiedzał Dziewczynkę. Czekała na to najbardziej na świecie i ciągle się o to modliła. Wprawdzie przychodził coraz rzadziej, ale miała Misia i tuląc go myślała o Panu. W końcu Pan przestał przychodzić w ogóle. Dziewczynka jednak dbała o Misia, szczotkowała jego futerko, aby nie traciło miękkości i puszystości. Każdego zaś popołudnia parzyła świeżą herbatę i piekła drożdżowe bułeczki na wypadek, gdyby Pan jednak przyszedł.
Pewnego dnia, gdy stała w oknie i czekała z herbatą, zobaczyła Pana jak znika za rogiem ulicy. Chwyciła Misia i pełna radości pobiegła za nim. Skręciła za róg i zatrzymała się. Zobaczyła Pana pochylającego się nad Inną Dziewczynką. Miał oczy wezbrane łezkami i wręczał jej misia. Zupełnie takiego samego jak Miś. Dziewczynka zobaczyła jak Inna Dziewczynka klęka przed Panem, a potem mdleje. Pan zostawił Inną Dziewczynkę z Takim Samym Misiem na chodniku i odszedł. Dziewczynka ruszyła za nim. Pan wyszedł poza rogatki miasta i długo szedł pustą drogą. Dookoła były tylko pola, zresztą nie za wiele można było zobaczyć, bo była zima i ciemno. W końcu Pan zszedł z drogi i ruszył przez pole. Zatrzymał się nieoczekiwanie, pochylił i uniósł drewniane wieko włazu ukrytego w ziemi. Po chwili zniknął pod ziemią. Dziewczynka zajrzała do środka, zobaczyła rdzewiejącą drabinkę i zeszła po niej ostrożnie. Stanęła w niskim ciemnym korytarzu, w oddali majaczyło światełko. Bez wahania skierowała się w tamtą stronę. Po chwili dotarła do ogromnej jasnej sali, której ściany od podłogi do sufitu wypełnione były półkami. Na półkach, łapka w łapkę, siedziały misie. Takie same. Mruczały, mówiły ty konewko, rozpinać parasol, bo zmoknie, rozpinać, bo zmoknie i moja ty mała dziewczynko. Dziewczynka poczuła jak pęka jej serce i wypływa z niego żółtko. Prosto na podłogę. Spojrzała na swojego Misia i zobaczyła, że ma szklane oczy. Cisnęła Misiem o podłogę i obcasem rozpruła mu plecy. W środku zobaczyła mnóstwo śrubek, trybików i sprężynek. Dziewczynka wyjęła z kieszeni chusteczkę, starannie zebrała w nią żółtko z podłogi i poszła sobie.
Nawet się nie obejrzała.

czasem

czasem przeglądam się w sobie sprzed
bywa, że jadę ze sobą na czołówkę
(bez zamykania oczu)
(bez zbroi)

poniedziałek, 15 września 2008

poniedziałek

prawie jak w każdy chujowy poniedziałek do fabryki doprowadziły mnie rejdżyki
przez 36 kilometrów byłam zackiem de la rocha i tylko dzięki temu wykrzesałam dostateczną ilość energii by opuścić bolid i dać się wciągnąć w maszynę
miażdżą mnie trybiki, wyplują tak około siedemnastej
drugie śniadanie jak urlop na bali

niedziela, 14 września 2008

mówię

słowa tracą terminy ważności
płyną rynsztokami,
unoszą się nad miastem
jak dziurawe reklamówki,
turlają w tunelach
puste puszki.
tylko fekalny słownik zawsze na czasie,
świeży i pachnący.
słowa nic nie znaczą
słowa nie to mają na myśli
słowa sie nie liczą
słowa to tylko słowa

gówno prawda.



czwartek, 11 września 2008

ch

miażdży mnie mój osobisty obojczyk. ciasna sauna suchoparowa.
z każdym zmierzchem drewno palone we wszystkich kominkach świata kładzie się ciężko na klatce z płucami.
noce nakręcane astmatyczną pozytywką ch ch ch ch ch ch ch ch ch ch ch ch ch
duszę dusi duszność
kiedy niebu odchodzą wody płodowe i na dwa palce widać słońce udaje się przełknąć garść tlenowych pigułek
zasypiam.

wtorek, 2 września 2008

wrzesień

łuska narasta nieprzerwanie. jeśli zabraknie czujności budzę się w skorupie. w zbroi niezzuwalnej.
dlatego wybiegam czasem z siebie z całych sił. żeby na pędzie osiadła strupiała wężowa skóra. trzeba szybko biec. zatrzymać kiedy tlen smakuje. znów.
otwiera się oczy i widać jak z drzew paruje lato. cała letnia esencja ulatnia się mglisto. wtedy można pozwolić pająkom zasnuć powieki. no na chwilę. żeby wtchnąć jesionkę.

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...


WSZYSTKIE TEKSTY, FILMY, FOTOGRAFIE I RYSUNKI UMIESZCZONE NA TYM BLOGU, SĄ WŁASNOŚCIĄ MOJĄ LUB AUTORÓW, KTÓRZY UDZIELILI ZGODY NA ICH PUBLIKACJĘ.
KOPIOWANIE I ROZPOWSZECHNIANIE BEZ ZGODY MOJEJ LUB AUTORÓW JEST ZABRONIONE.
© Katarzyna Wasilkowska